"Dziwny przypadek psa nocną porą", reż. Jakub Krofta. Na podstawie powieści Marka Haddona w adaptacji Simona Stephensa.

Tego lata Teatr Dramatyczny zafundował widzom nie tylko szeroki przegląd spektakli z tegorocznego repertuaru, ale i pełnoprawną premierę. Opłaciło się – szczęśliwym posiadaczom wejściówek (takim jak ja) trudno było znaleźć wolne miejsce w zapełnionej sali Sceny na Woli (ale udało się!).

Po zapaleniu świateł widzom ukazała się minimalistyczna scena umieszczona w czerwonym sześcianie, z podłogą obrysowaną figurami geometrycznymi. Poza kilkoma czerwonymi klockami (tak, znów sześciany) aktorzy nie używali niemal rekwizytów. Sami grali za to różne przedmioty, niczym w czeskiej pantomimie, z bardzo zabawnym zresztą skutkiem. Równie oszczędnie stosowane było światło i muzyka – grana na żywo przez dwóch muzyków. Wszystko to nadawało grze aktorów niezwykłego rytmu, w którym dialogi były przeplatane dynamicznym ruchem, wręcz podróżowaniem po scenie. Co jednak najważniejsze, wszystkie te środki nie były przypadkowe, lecz ściśle współgrały z charaterem i tematem tej niecodziennej sztuki.

TD_DZIWNY_PIES_FINAL.jpg Choć w całym spektaklu nie pada ani razu słowo „autyzm” ani „zespół Aspergera” (co jest samo w sobie godne pochwały!), nie ma wątpliwości, że główny bohater – Chistopher Boone -  znajduje się gdzieś na autystycznym spektrum. Christopher jest pasjonatem matematyki i astronomii, ma fenomenalną pamięć, nie lubi natomiast być dotykanym i koloru żółtego. Nie jest też mistrzem w rozmawianiu z obcymi i odgadywaniu myśli i intencji innych ludzi, ale na przekór temu podejmuje śledztwo w sprawie zabitego psa sąsiadki. Równolegle odkrywa tajemniczą historię rodzinną, w której musi odnaleźć swoją własną rolę. „Dziwny przypadek...” to bowiem połączenie kryminału i opowieści o dojrzewaniu, a także o inności w trudnej konfrontacji ze społeczeństwem.

Trzeba przyznać, że kreacja głównego bohatera – wspaniale odegranego przez Krzysztofa Szczepaniaka – udała się twórcom znakomicie. Choć osobom znającym zespół Aspergera z doświadczenia postać Chistophera może wydać się przerysowana – z nadmiarem zarówno trudności, jak i talentów (czuć tu echa „Rain Mana”) – to jednak ma ona swój charakter, wewnętrzną logikę, a przede wszystkim budzi ogromną sympatię. Prowadzenie narracji z perspektywy Christophera pozwala poznać jego widzenie świata na tyle dobrze, że po jakimś czasie to pozostali ludzie zaczynają wydawać nam się – naprawdę dziwni! Kompletnie nie zwracają uwagi na szczegóły, wypowiadają się rażąco nieprecyzyjnie, a do tego notorycznie kłamią i wybuchają złością. W porównaniu z bogatym światem Christophera, świat dorosłych wydaje się w najlepszym przypadku nudny i nijaki, a w gorszym – przerażający i nieprzyjazny. A jednak ci dorośli też są w gruncie rzeczy dobrzy, tyle że często równie zagubieni (i na pewno mniej poukładani!) niż Christopher. Na szczególne oklaski zasługuje tu Marcin Sztabiński w roli osamotnionego, zmagającego się ze sobą ojca. To sprawiedliwe pokazanie talentów i słabości po obu stronach jest dla mnie jedną z największych wartości tej sztuki.

Dziwny_Pies.jpg foto: IAR/Krystian Dobuszyński

Poza tym jednak „Dziwny przypadek...” jest pełny smaczków i detali, na które widz co chwilę uśmiecha się do siebie. Powstrzymam się przed ich wymienieniem i podam tylko kilka istotnych informacji:

Spektakl zaczął się o 19:07 i potrwał do 21:33 (z jedną przerwą o 20:30), ale warto było czekać do końca!

W sztuce występują wulgaryzmy (ale oczywiście nie używa ich Christopher, on co najwyżej cytuje wypowiedzi innych).

Na zakończenie spodziewane są burzliwe (czyli głośne) oklaski.

 

P.S. I jeszcze jedno - Krzysztof Szczepaniak przyznał w wywiadzie, że w odgrywaniu postaci Christophera wzorował się m.in. na „Mary i Maksie”!

 

Mateusz Płatos